Był piękny wiosenny poranek pod Przemyślem. Wyszedłem z hotelu zrobić 400-metrówki. Ważny trening w moim planie. Czułem ciężki żołądek przez wczorajszą mięsną kolację. Dwa kilometry roztruchtania i pitstop w krzakach. Ulga, ale częściowa. Walka. 400m w maksymalnym tempie i znowu krzaki. Przepraszam za dosłowność. Sram i rzygam dalej niż widzę. Czuję w ustach wczorajszą kiełbasę. Wracam z podkulonym ogonem. Trening poszedł w diabły.
wtorek 18, marzec, 2014